hej
Kilka dni temu rozstałam się ze swoim chłopakiem. Piszę tego posta, by wszystko z siebie wyrzucic i przestac odpowiadac na te same pytania po kilkanaście razy.
Więc tak, było i minęło, rozstaliśmy się. Sama tego wszystkiego nie rozumiem i minie zapewne trochę czasu, zanim wszystko to sobie poukładam w głowie, bo aktualnie panuje w niej chaos. Na początku myślałam - no cóż, stało się. Starałam się, NAPRAWDĘ się starałam by o tym nie myślec, nie pamiętac, zapomniec. Każdy mnie pocieszał, mówił że będzie dobrze.. odpowiadałam, przecież już jest dobrze! :) Nikt nie mógł mi uwierzyc "jak ona może tak mówic, przecież była taka zakochana". A i owszem byłam, i chyba nadal jestem. Czemu chyba? Bo już sama nie wiem co czuję...nic nie wiem. Hmm, oprócz tego, że jestem teraz sama, chyba nic aż tak się nie zmieniło. Przyjaciele nadal ze mną są, oceny takie same, nawet lepsze, wszystko okej. Więc, czemu się smucic? Przecież oprócz tego, że straciłam jedną osobę wszystko było w porządku. Cóż, tak myślałam na początku..
Lecz dzisiaj po południu pękłam. Stwierdziłam, że naprawdę mi go brakuje, ale cóż mogę z tym zrobic? Tylko mi tutaj zależy. Jakoś dam radę, tak? Nie mogę, nie wolno mi się poddawac! Dla siebie, dla przyjaciół. Co prawda, mam chwile słabości i po prostu płaczę, płaczę jak małe dziecko, ale inaczej się nie da. W końcu uda mi się zapomniec.